Zainspirował mnie ten artykuł w Gazecie Wyborczej o prowokującym dość tytule, jak cytuję powyżej.
Fakt, że danina jaką płacą wszyscy zarabiający w Polsce niezależnie od formy zatrudnienia o nazwie składka zdrowotna jedną ma nazwę jest dużym uproszczeniem. Trudno jest rozmieć to pojęcie jako tożsame w przypadku gdy spojrzymy na nie z punktu widzenia różnych grupy płacących tę daninę. Problem takiego zróżnicowania składki zdrowotnej niestety został sprowadzony do nie merytorycznej dyskusji w mediach pt. „kto w Polsce ma gorzej pracownik czy pracodawca”
Niestety wydaje się, że niesprawiedliwość obecnego systemu polega na tym też, że nie można znaleźć powiązania między wysokością odprowadzanych składek zdrowotnych, a faktycznym wykorzystaniem tak odprowadzonych środków poprzez korzystanie ze świadczeń uspołecznionej opieki medycznej.
Nie istnieje i obawiam się że nie zaistnieje jedno wspólne rozwiązanie dla ustalenia systemu naliczania składki zdrowotnej, jej wysokości by było ono jednakowo sprawiedliwie dla osób zatrudnionych jak pracownicy na umowę o pracę, czy umowę o dzieło umowę zlecenia i dla osób prowadzących działalność w formie jdg. Osoby jdg prowadząc działalność często są traktowani jako samozatrudnieni, a znajdują pracę u dotychczasowych pracodawców u których dotychczas pracowali na etacie a zwolnili się ze względów nazwijmy to optymalizacji obciążeń fiskalnych. Przez analogię składki zdrowotne płacą też pracujący emeryci niezależnie od tego czy są pracownikami, czy prowadzą działalność gospodarczą na własny rachunek.
Obecnie rząd finalizuje zmiany w systemie, które wprowadzą obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Czy to jest sprawiedliwa dla wszystkich zmiana?
A jak wiemy, genezą tej zmiany jest konieczność naprawienia tego co zespół PIS swoim przewrotnie nazwanym programem o nazwie „Polski Ład”. Jak pewnie pamiętają zainteresowani tematem, wcześniej składka dla przedsiębiorców liczona była od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Wszyscy płacili zatem jedną stawkę, w 2021 r. wynosiła ona miesięcznie 381,81 zł. Do tego można było odliczyć od podatku sporą część składki, realnie po odliczeniach przedsiębiorcy płacili 53,03 zł co miesiąc. I to wszyscy: ci na skali podatkowej, na podatku liniowym i na ryczałcie.
Dziś w wyniku zapisów Polskiego Ładu przedsiębiorcy płacą składkę uzależnioną od formy opodatkowania. I tak ryczałtowcy z największymi przychodami płacą ponad 1,2 tys. zł miesięcznie, ale już osoby na skali – 9 proc. od dochodów. Gdy ktoś ma więc 10 tys. dochodu, płaci 900 zł miesięcznie. W przypadku tysięcy przedsiębiorców składka wzrosła więc nawet dziesięciokrotnie. Czy to jest sprawiedliwe?
Obecnie rządzący chcą „z grubsza rzecz ujmując” przywrócenia systemu ryczałtowego dla przedsiębiorców sprzed pisiorskiego polskiego ładu. Zmiana ta jednak nie podoba się wielu populistom jak Zandberg, który nadal próbuje zaistnieć i dojrzeć, ale z miernym skutkiem.
Poglądy, że pracownik od przedsiębiorcy niczym się nie różni, a skoro tak to niech jeden i drugi płaci składkę według tych samych zasad są jednak fałszywe. Otóż obecnie przedsiębiorcy płacą składkę zdrowotną nawet wówczas, gdy poniosą stratę. Tymczasem pracownik gdy nic nie zarobi, składki nie płaci. Czy to jest sprawiedliwe?
Sytuacja jest skomplikowana o tyle, że istniej grupa pracowników „udających” przedsiębiorców . W efekcie gdy pracownik zdecyduje się być na samozatrudnieniu zamiast pracować na etacie, robiąc przy tym dokładnie to samo, w tym samym czasie i w tych samych warunkach. Nikt się nie przejmuje, że choć praca pod stałym nadzorem, w ściśle określonych godzinach przypisana jest do etatu, to równie dobrze w polskich warunkach można wykonywać ją na B2B. Osoba, na samozatrudnieniu zapłaci dużo niższą składkę zdrowotną jako przedsiębiorca, gdyż odejmie sobie od wynagrodzenia jeszcze koszty i zapłaci 9% od dochodu tylko. Pracownik na etacie zapłaci natomiast 9% od pensji po obniżeniu o składki społeczne do ZUS no i symboliczny ryczałt jako koszty uzyskania przychodu.
Ale warto też spojrzeć na inny problem. Otóż rolnicy to całkiem spora część społeczeństwa i oni też są przedsiębiorcami. Natomiast przepisy pozwalają im w ogóle nie płacić składki na NFZ. A tak jest w przypadku rolników posiadających gospodarstwa rolne mniejsze niż 6 ha. Ich leczenie, podobnie jak ich domowników, w pełni finansuje państwo. Natomiast rolnicy, którzy mają gospodarstwo większe niż 6 ha, płacą 1 zł miesięcznie od hektara przeliczeniowego. To wciąż dużo mniej, niż pracownik czy przedsiębiorca z miasta.
Gdy mówimy więc o pustej kasie na zdrowie nasuwa się pytanie, dlaczego mamy tolerować zwolnienie ze składki ubezpieczonych w KRUS? Przecież to jest zasada rodem z Orwella z podziałem na „równych i równiejszych”.
A może faktycznie rozważyć rozwiązanie jak pisze Wyborcza, pomysł na zmianę zaproponowany przez Konfederację Pracodawców Lewiatan?
Jeżeli chcecie poznać ten pomysł zachęcam do lektury pod linkiem: https://www.facebook.com/SGAudytiDordadztwoBiznesowe